Rejs „z Ryśkami” 23-30.06.2018
Skorzystałem z zaproszenia Kapitana Ryśka na rejs po Adriatyku, po wodach przybrzeżnych Chorwacji w dniach 23-30.06.2018.
Zgłosiłem się chętnie, bo chociaż patent żeglarza mam od 35 lat, po morzu jeszcze nie żeglowałem. Mam, i owszem, spore doświadczenie jako mazurski żeglarz „szuwarowy”, a nawet żeglowałem Wisłą z Torunia na jezioro Jeziorak przez Kanał Elbląski, ale po morzu nie miałem okazji, natomiast miałem ochotę na nowe doświadczenia.
Do udziału namówiłem Żonę Zosię, Kapitan Rysiek skompletował załogę, i w sumie były cztery wachty: kpt. Rysiek i Danusia, bosman Czesiek i Gosia, Rysiu i Beata, oraz Marcin i Zosia. Przed rejsem spotkaliśmy się dwukrotnie w komplecie, Kapitan przedstawił członków Załogi i zamiary na trasę rejsu. Omówiliśmy sprawy organizacyjne, a ja nabrałem przekonania, że z Takim Kapitanem, i Taką Załogą – rejs musi być udany, t.zn. bezpieczny i przyjemny. Bo przecież głównie o to chodzi, nieprawdaż?
Sporo uwagi poświęcono na omówienie zasad, obowiązujących na jachcie w czasie rejsu, ale też aprowizacji: każda osoba miała przygotować obiad dla całej Załogi. Ustaliliśmy też, że jedziemy dwoma samochodami, my zabraliśmy się autem Rysia. Jechało się przyjemnie, szofer wzbudził nasze pełne zaufanie. I chociaż po drodze musieliśmy nawiązać bliski kontakt z wulkanizatorem, bez problemu dotarliśmy do Sukosanu gdzie w Marinie Dalmacja czekała na nas reszta załogi.
Trochę dłużyło się oczekiwanie na zaształowanie, ale w końcu około 18tej wyszliśmy z portu. W jachcie Bawaria 42 czułem się jak w pałacu (takich wygód na ma na Maku 707). Załoga zgodnie pracowała, Kapitan dowodził w sposób, zapewniający dobry nastrój, aczkolwiek zdecydowanie. Pogodę w czasie rejsu mieliśmy świetną, był czas na kąpiel w czasie postoju w zatoczkach, nawet uprzejmie pokazały się baraszkujące delfiny. Przy jednej z takich zatoczek była grota, do której można było wpłynąć „pokładowym” pontonem. Wyławialiśmy też muszelki, a w każdej mieszkał mały krab – towarzystwo, brodzące przy brzegu, wyglądało, jak poławiacze nie wiadomo, czego! Było też żeglowanie przy dość silnym wietrze (na moje oko 4-5), a Kapitan pochwalił mnie za sposób sterowania. Każda pochwała jest miła, ale specjalnie nie byłem zaskoczony: jednak przy takim wietrze na Śniardwach też trzeba się „wykazać”… A ponadto powiem, że sterowanie „Bawarią” przypomina nieco…sterowanie samolotem AN-2 , to znaczy spokojna twarz i długie ruchy…
W czasie rejsu było wszystko, co powinno było być: bezpiecznie, wygodnie, interesująco i …smacznie. Nie nadużywaliśmy, aczkolwiek – i to smakowało, kiedy „szantowaliśmy”, wtórując Cześkowi wieczorami. No i była nocna żegluga! A to dlatego, że próbowaliśmy stanąć na kotwicy w przyjemnej dla oka zatoczce, ale dość mocno wiało, a kotwica za żadne skarby nie chciała trzymać. W końcu Kapitan zdecydował, że bezpieczniej będzie…żeglować nocą. Świecił Księżyc, a my na samym foku gnaliśmy 8-9 knotów! Okazało się, że wszystkim to nocne żeglowanie sprawiło przyjemność.
W sumie przepływaliśmy 178 Mm, i wyokrętowaliśmy się w Sukosanie po nocowaniu w porcie. Już od lądu zwiedzaliśmy Zadar i Nin. Tutaj Zosia się ożywiła, jako przewodnik sudecki wiedziała o wiele więcej niż ja mogłem zauważyć, tą Historię widoczną w każdym kamieniu! Przecież trzeba choć trochę poznać kraj, do którego się przybyło „w gości”. A gościła nas miła gospodyni w wynajętym na dwie noce domku bo jeszcze starczyło nam czasu, żeby odwiedzić wspaniały rezerwat Plitvickie Jezera, co umocniło w nas przekonanie, że Chorwacja to piękna przyroda, i wspaniali ludzie – tym bardziej kibicowaliśmy Chorwackim piłkarzom!
Podróż powrotną, ze względów organizacyjnych, odbyliśmy Ryśkiem-kapitanem i Danusią, i szczęśliwie, przed północą, w poniedziałek 2. lipca, dojechaliśmy do domu.
Ogólnie? Wrażenia jak najlepsze, poznaliśmy trochę Świata, również naszych Klubowiczów, mogliśmy też porównać nasze „szuwarowe” żeglowanie z żeglowaniem po przyjaznych morskich wodach. No i pozostaną w pamięci miłe chwile, uwiecznione również na fotografiach…Na zakończenie wypada podziękować Kapitanowi i Załodze za udany rejs.
Przemysław (dla przyjaciół Marcin) Jaxa-Rożen